top of page

2000km w 48h

  • lasongrzegorz
  • 24 maj 2019
  • 3 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 16 paź 2019



 

W trakcie zimnych wieczorow w srodku lasu postanowilismy gonic Ewe, wiec “pyk pyk” ;) i w droge. Slynne wodospady Iguazu poczekaja na nas jeszcze a przed nami do przejechania 2000km - z La Pedrery (Urugwaj) do Salta (Argentyna). Tym samym tez po raz ostatni, czwarty :), doataniemy pieczatki kraju, o ktorym mowi sie, ze “Meksykanie pochodza od Aztekow, Peruwianczycy od Inkow, a Argentynczycy ze statkow” :)

Ruszamy z nadzieja autostopowicza o 15, ale tez z “plecami” autobusowymi o 18. Musimy dostac sie do Montevideo, ktore jest jak urugwajski Rzym. Tam o polnocy wsiadziemy w autobus do Salto, czyli przeciwlegly kraniec kraju wielkosci polowy Polski, zamieszkalego przez ok 3.5m ludzi, a mimo to majacego jedno z najwiekszych PKB na glowe w Ameryce Pld - dlatego tez oszczednosci tutaj nam sie najszybciej kurczyly 😎.

Maszyna losujaca byla bardzo uprzejma tym razem i 150km pokonalismy na dwa razy, nie czekajac zbytnio. Na koncowe 100km musielismy wziac lokalny bus, bo juz sie sciemnialo, a jak sie dowiedzielismy od jednego z kierowcow, coraz czestsze przypadki okradania tirowcow przez autostopowiczow bardzo zmniejszyly ilosc dobrych dusz.

Dworzec autobusowy w Urugwaju na styl krakowski/wroclawski polaczony z galeria zachecil nas do zobaczenia jego okolicy. Ta, w przeciwienstwie do innych odwiedzanych miast w ogole niestraszna:) dlatego szybko rozgoscilismy sie w hipsterskiej knajpce nieopodal przy tapas i piwie:) faszerowane pieczarki wypelnione sosem na wierzchu rozbily bank!

Polnoc jednak wybila i Kopciuszek musial uciekac. 7h w autobusie i jestesmy na dworcu w Salto (jeszcze Urugwaj), skad po dworcowym, typowo argentynskim sniadaniu, medialuna (taki jakby rogalik/croissant) i kawa/herbata, wsiadamy w autobus, zeby przekroczyc granice i znalezc sie w Concordia, gdzie juz mamy wypatrzony punkt autostopowicza:).

Taksowkarz jednak szybko zmienia nasze pojecie o miescie i jedziemy na obwodnice tuz obok regularnej kontroli policyjnej, gdzie wszystkie samochody maja obowiazek zwalniac:) (jest to standardowa kontrola drogowa przy wiekszosci miast co najmniej w polnocnej Argentynie).

Mija 30min i nic, a chmury sie zblizaja. 1h, a my dalej w tym samym miejscu, ale juz z mzawka. To by bylo na tyle. Zawijamy sie z powrotem na dworzec. Uprzejmy nieznajomy podrzuca nas blizej miasta, skad powinnismy juz pojechac autobusem. Powinnismy ale autobusy dopiero jada w przeciwnym kierunku na petle :/ a gimnazjalista zapytany przez Marte, jak najszybciej dostac sie na dworzec, rozwial nasze watpliwosci, mimo przejecia swoja rola wobec gringos. Znowu niepotrzebny wydatek i taksowka wracamy na dworzec, zeby zdazyc na 13:15 na autobus z Concordii do Resistencia (na szczescie sprawdzilismy rozklady przed opuszczeniem dworca, bo inaczej kiblowanie do polnocy przy pogarszajacej sie pogodzie).

W zalozeniu, autobus mial jechac 7,5h, wiec bez problemu mielismy zdazyc na 21:50 na nocny, 11stogodzinny, autobus do Salta.

Rozklady rozkladem, a zycie swoje. Warunki za oknem nie byly najgorsze, ale kierowca odwiedzajac wszystkie wymagane przystanki, troche sie leniwil. Drzelismy wiec wlekac sie obrzezami Resistencii za betoniarka, bedac po drodze kontrolowanymi przez policje (pierwszy raz od 2.5miesiaca autokar, ktorym podrozujemy zostal przeszukany). Odliczalismy minuty, a swiatla miejskie nam nie pomagaly. Wjechalismy na dworzec 21:50!

Autobus firmy Flechabus 30s po nas! I strach! Ja odbieram walizki od maletero, a Marta biegnie po bilety! Bilety platne gotowka taniej o 20%, wiec jeszcze predzej wraca do mnie po gruby hajs (ten zawsze trzymamy w moim podkoszulkowym “staniku”).

Ale spokojnie! Jestesmy w Ameryce Poludniowej. Mañana! Wtedy juz spokojnie czekam przed autobusem pojednawczo wymieniajac spojrzenia z kierowca, a Marta przybiega z biletami i kawalkiem pizzy:)

Wsiadamy i odjezdzamy! I tuz za Resistencia widzimy kolejne przedstawienie burzowe, po horyzont na oko 200km dalej. Czad!

Mañana, ktora nam pomogla, dotyczyla jednak tez calej podrozy. Zamiast 12.5h, w autobusie spedzamy 14.5h 😎

Ale co tam, urok Salty od razu rzucil sie na nas i po wyjsciu z dworca zapomnielismy o dlugiej podrozy. W miejskim autobusie z dworca do hostelu lokalny grajek umila nam kilkuminutowa podroz gitara i fletnia (prawie jak Indianie grajacy w Polsce i sprzedajcy plyty; https://youtu.be/N8sKLItTNqc), a kierowca jakby byl w Monte Carlo na F1, mija ulicznych sprzedawcow “wszystkiego” i przedziera sie przez zapachy grillowanego miesa i tortilli (wygladajacymi jak polskie podplomyki).

Jestesmy juz w hostelu Las Rejas u Ewy - pierwsza czynnosc po rejestracji i przytulaskach -> kapiel :)

Alez cudownie po 1.5tyg wykapac sie w cywilizowanej lazience :) (w poprzednim wpisie nie wspomnialem, ze cieplego prysznica doswiadczylismy tylko raz, tuz przed wyjazdem jak juz Santiago go naprawil wymieniajac wiekszosc rurek w domku wraz z piecykiem😎).

Swiezi ruszamy na miasto, ktore Ewa juz zwiedzila i, podobnie jak w Baires, jest nasza przewodniczka, a wieczorem przypadkowo, ale ukulturalnilismy przy Orkiestrze Filharmonii i ...


Na nastepny dzien jednak juz planowalismy wypozyczenie samochodu, zeby zobaczyc to, z czego slynie ten argentynski region!


... juz spiesze z nastepna relacja...




Commenti


©2019 by korporacjusze. Proudly created with Wix.com

Subscribe

bottom of page