Cerro Castillo
- lasongrzegorz
- 5 kwi 2019
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 16 paź 2019

No i ruszylismy ... z przystanku, autostopem, bo start w Los Horquetas, jest oddalony o 30km od wioski. Karton wypisany, 3min oczekiwania, 30min serpentynami i jestesmy na miejscu.
Mijamy pierwsze ogrodzenie Parku Narodowego, przechodzimy przez rzeke (ja sprawdzam wodoodpornosc membranowych butow za kostke w zanurzeniu do pol-lydki 😆) i zblizamy sie do kolejnego ogrodzenia i budki straznikow, gdzie wita nas trzech mlodych chilijczykow (jeden zongluje flowerstick’ami😎). I to by bylo na tyle na dzisiaj !! 30min przekomarzania sie ze przeciez jest dopiero 17 a my maratony biegamy i przed zmrokiem (20:30) dojdziemy do kempingu (na mapie plaska, 5cio-godzinna trasa) na nic sie zdalo. Kiblujemy nieopodal oficjalnego wejscia, ale miejsce i tak zachwyca - rzeka, kawalki jesieni na drzewach i ... mnostwo krowich plackow:) Budziki ustawiamy na 6:30 (wschod dopiero o 8), bo ambitnie chcemy nadrobic jeden dzien - postanawiamy przejsc 27km od razu do “dwojki”.
Nad ranem wychylamy glowy i juz wiemy dlaczego stopy nam marzly - tropiki oszronione i oblodzone:)! Byla to najzimniejsza noc, jaka do tej pory “przespalismy” pod namiotem.
Ale co nas nie zabije... - toaleta, owsianka i w droge, zeby sie rozgrzac. Pierwsze 15km stosunkowo plasko, przez las, rzeke (Ewa tez postanawia przetestowac swoja membrane w butach😎) i docieramy po 3,5h (zamiast 5h jak pokazuje mapa) na miejsce pierwszego oficjalnego kempingu - przerwa jedzeniowa i suszenie namiotow obowiazkowe! Dalej juz trudniej, pod gorke, po kamieniach i sniegu, ale zaczynaja sie wyczekiwane, piekne widoki na Cerro Castillo i “placzacy” lodowiec! Widzielismy juz ich kilka, ale zadnego z tak bliska, mogac podziwiac dziesiatki mini-wodospadow, wylewajacych sie spod tego jednego. Podsumowanie tego widoku przez Marte: “Teraz juz wiem po co marzlam cala noc :)”!
Schodzac z przeleczy spotykamy pierwsze osobe na szlaku - nasz kolega biotechnolog, Sebastian:), ktory 4niowy trekking postanowil zrobic w dwa dni zaczynajac po przeciwnej stronie:)
Przed nami jeszce 5km znowu z gorki i pod gorke, przez las, po mostkach nad strumykami, zeby 500m przed kempingiem natrafic na “sztuczne schody”, ktore wylaly z nas ostatnie krople potu:)
Tradycyjne czynnosci po przybyciu na kemping wykonane, do tego dyskusje w towarzystwie dwoch zagladajacych nam przez korony drzew lodowcow, wiec zapada zmrok, a my mumifikujemy sie w namiotach w nadziei, ze ta noc na 900m npm (poprzednia 200m nizej) bedzie cieplejsza.:) i byla!!! Ale to akurat nie pomoglo nam wyjsc szybciej z namiotu i z nawiazka odbilismy sobie dzien poprzedni😎
W koncu ruszamy - w planie 4km i 600m pod gorke, a pozniej zobaczymy jak pogoda a przede wszystkim sila wiatru nas nie zmiecie, zeby zejsc po drugiej stronie przeleczy Cerro Castillo do kempingu Los Proteadores. Widoki na calej trasie oszalamiajace, przez co w ogole nie myslimy o zmeczeniu :) co chwile postoj i jakies zdjecie albo podziwianie gor w chmurach albo chmur porozcinanych gorami, u podnozy ktorych jest rzeka albo laguna, albo miasteczko Cerro Castillo.
Tymczasem wiatr zaczyna sie wzmagac. Mijamy punkt szczytowy przeleczy i juz czujemy, ze latwo nie bedzie. Kilkadziesiat kolejnych krokow przerywanych jest postojami “na czterech lapach” - szeroko na nogach i kijki wbite przed soba :) brniemy jeszcze troche dalej. Matt’a “zwiewa” na Marte, pozniej “zagiel” (czyli plecak) Ewy “przenosi” ja 5m w dol stoku - na szczescie sluzy tez jako poduszka przed obiciem plecow na kamieniach - az decydujemy sie przycupnac za skala i w przerwach “bezwietrznych” zdecydowac, czy my czy natura!
Odwrot :/ Zbyt stromy stok do zejscia (3km i 800m w dol) po kamieniach przy pogarszajacej sie pogodzie :/
Wracamy na bezwietrzna strone mocy, miotani podmuchami, a tam jakby ktos reka odjal:) wiatr nas juz tylko glaszcze, ale kiedy jestesmy juz w polowie tzw. wyjscia awaryjnego (celowa sciezka powrotna do miasteczka w przypadku pogarszajacej sie pogody) dopada nas deszcz. Chyba komus z “Zamku” (po hiszpansku Castillo) sie nie spodobalismy :)
“Troche” zmoczeni docieramy do naszego “depozytu” kombinujac jak dostac sie do Coyhaique (100kmna polnoc), zeby juz tam wynjac jakis pokoj, uprac wszystko i wysuszyc sie przede wszystkim:)
Tym razem szczescie sie do nas usmiecha, bo dalej wali “zabami”, ale na przystanku stoi piecioro chilijczykow - 2 poprzednie autobusy im nie przyjechaly:/ w grupie sila, kilka telefonow i mamy prywatnego busa do pierwszego, wiekszego miasta (50tys mieszkancow) od czasow Buenos Aires.
Mijamy deszcz i w towarzystwie niesamowitej teczy i pieknch krajobrazow docieramy do Coyhaique!
Teleexpressowy skrot trekkingu znajdziecie tutaj: https://youtu.be/LWibikAAfUU
Ale, zanim przejdziecie do galerii, rebus dla kumatych - do wygrania pocztowka Ameryki Polduniowej z imiennymi zyczeniami dla pierwszej osoby, ktora zgadnie!

Czekamy na Wasze odpowiedzi tylko i wylacznie w komentarzach do tego wpisu na facebook’u: https://www.facebook.com/369279820321228/posts/390142841568259?sfns=mo
Comments