top of page

Kierunek Peru

  • lasongrzegorz
  • 20 cze 2019
  • 2 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 22 cze 2019



 

Po 12dniach w Boliwii, opuszczamy ten dotychczas najbardziej barwny kraj, gdzie wreszcie poczulismy sie nie jak w Europie (takie raczej sa Argentyna i Chile). Boliwia, czyli prawdopodobnie najbiedniejszy kraj, ktory odwiedzimy na naszej trasie, z dochodem PKB per capita 7mio-krotnie mniejszym niz Polska, takze zostawia niedosyt. Wiele opuscilismy, nie odwiedzajac Cochabamby (najbardziej “kokainowe” miasto), ani wschodu czy polnocy kraju, wiec powrot gwarantowany:)

Zanim jednak wyjedziemy czeka nas jeszcze boliwijska czesc najwyzej poloznego (3800m npm), wysokogorskiego jeziora swiata, Titicaca oraz znajdujaca sie na nim Wyspa Slonca, na ktorej wg Inkow narodzilo sie to zyciodajne swiatlo. Z Copacabany (znajduje się tu najsławniejsze katolickie sanktuarium w całych Andach; dzieki obrazowi Dziewicy z Copacabany, swoja nazwe wziela tez jedna z najslawniejszy plaz swiata w Rio de Janeiro!) statkiem plyniemy zobaczyc kawalek ladu. I to by bylo chyba na tyle. Nas nie zachwycil :)

Przekraczamy granice pieszo, wsiadamy juz w peruwianski autobus i jedziemy do Puno, miasta po drugiej stronie jeziora, odwiedzanego przez turystow dla tzw. plywajacych wysp tuz u jego wybrzezy. Nazwa nie wziela sie z przypadku, bo sa to jakby male tratwy zbudowane z traw toroa rosnacych w zatoce.

Skoro taka ciekawostka, to i nas tam nie moze zabraknac. W mojej glowie rodza sie jednak dylematy etyczne, podobnie jak w przypadku odwiedzenia kopalni w Potosi. W ciagu dwudziestominutowego rejsu z Puno, przewodnik opowiada historie wysp (powstaly, uwaga, w 1985roku!; a mieszkancy nie placa podatkow), jednoczesnie uspokajajac, ze mieszkancy chca przyjmowac turystow, bo ciezko sie na wyspach zyje (chociazby z powodu wszechobecnego reumatyzmu w wilgotnym srodowisku). Doplywamy na miejsce, do jednej z 200 takich wysp, zamieszkiwanej przez ok 25os. Tradycyjne powitanie, Waliky, i siadamy w pol-okregu. Przed nami 3 mieszkanki wyspy, ktore prezentuja sposob budowy wyspy i odspiewuja lokalna piesn tanczac. Przy tym wszystkim wokol biega trojka maluchow, ktore “ukradkiem” prosza turystow o cos slodkiego! Na koniec turystycznego spektaklu, wchodzimy do ich domu, dowiadujac sie jak zyja i ze maja telewizor, po czym zapraszani jestesmy na lokalny kiermasz. Prawie nie wypada czegos nie kupic. No i prawie ostatni punkt programu, niby nieobowiazkowy i dodatkowo platny, czyli rejs ich lodzia z tej samej toroa wokol wysp. Wsiadamy wszyscy, a lajba mimo mozliwosci wioslowania, pchana jest przez lodke z silnikiem spalinowym. Wszystko pieknie, ale sztuczno-turystycznie, ze oczy kola! Na koniec przy pozegnaniu z “tubylcami” slyszymy oprocz tradycyjnego pozegnania, pare fraz swiata kapitalistycznego, w tym “hasta la vista baby”! Dla osob potrafiacych na chwile rozdzielic dwa swiaty, warte odwiedzenia. Ja utwierdzilem sie tylko w przekonaniu, ze taki typ turystyki nie pozwala mi sie odciac od jednej ze stron.

 





Comments


©2019 by korporacjusze. Proudly created with Wix.com

Subscribe

bottom of page