top of page

Trzy stolice

  • lasongrzegorz
  • 20 cze 2019
  • 4 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 16 paź 2019



 

Na pierwszy rzut Potosi, srebrna stolica swiata z XVI wieku, a obecnie 130tys miasto polozone na 4000m npm. Po hiszpanskiej konkwiscie byl to glowny osrodek bicia monet na calym globie (i jednoczesnie najwieksze miasto obu Ameryk w XVIIw, dorownujace Londynowi) z racji najwiekszych na swiecie pokladow srebra zanurzonych w przylegajacej do miasta gorze Cerro Rico.

Owa gora przyciaga tez dzisiaj rzesze turystow chcacych zobaczyc prace gornikow na zywo. Niestety praca fizyczna w warunkach rodem z XVIw, o ktorej naczytalismy sie wiele przed przyjazdem (http://www.swiatzbliska.pl/posty/67/srebro-potosi-ciemna-strona) poruszyla nas na tyle, ze nie bylismy w stanie podazyc za tlumem.

Za to zobaczylismy pierwsze tetniace zyciem miasto Boliwii, z niewielkim rynkiem, ukrytymi restauracjami, mnostwem collectivo, czyli bus-taxi (te akurat mi najbardziej przypadly do gustu, bo po drogach jezdzil Neymar, Carlitos, Brad Pitt, Sparco, Bayron Brayan, itd), handlem gdziekolwiek i czymkolwiek, i przede wszystkim barwnie ubranymi Boliwijkami (cholitas). Naszym oczom nie umknely tez plody lam (mielismy je zobaczyc najdalej na Targu Czarownic w La Paz), ktore, zgodnie z miejscowymi wierzeniami, należy zakopać (niczym kamień węgielny) w fundamentach nowo budowanego domu dla jego ochrony. My pewnie w jednym z takich chronionych budynkow mieszkalismy, bo nic nam sie nie stalo😉, ale moze pomogl temu fakt, ze syn wlascicielki wyjechal na wymiane studencka do ... Bialegostoku!😎, wiec Polakow lubili. Oczywiscie taki zarcik - bo niby w Boliwii tak niebezpiecznie mialo byc, ale juz Wam zdradze, ze do konca pobytu nic sie nam nie stalo (co prawda ograniczalismy nocne spacery :/).

Na koniec szybkiego przesiadkowego pobytu zwiedzilismy dawna mennice tej srebrnej stolicy Swiata przedzierajac sie przez jej 400lat historii od pracy ludzkich miesni, przez maszyny parowe po zelektryfikowane urzadzenia mennicze. Niesamowite, ze wiecej niz polowa srebrnych monet owczesnego Swiata pochodzila z tego miejsca i z tej niewolniczej pracy pod nadzorem Hiszpanow. To tutaj produkowany hiszpanski dolar stal sie pierwsza swiatowa waluta. A ponoc Chinczycy, ktorzy barterowo wymianiali porcelane na monety, pozniej przetapiali monety na srebro. Wg przewodniczki, tutejszy hiszpanski dolar i logo mennicy w Potosi zostaly tez wykorzystane do stworzenia slynnego polnocno-amerykanskiego wzoru dolara znanego obecnie.

Takim sposobem wsiedlismy w nasza niebieska strzale, wczesniej ponownie spinajac wszystkie plecaki klodka w luku bagazowym i w droge do Sucre. Bylismy chyba jedynymi gringos na pokladzie, dzieki czemu moglismy ich podpatrywac, tak samo jak oni nas:) moj sasiad przez cala droge zul liscie koki i probowal cos zagadywac, ale nie zniosl mojego przytakiwania dlugo. Z kolei jedna mama polozyla swoja 2-letnia corke w przejsciu na kurtkach i ani myslala na kazdym przystanku jej podnosic, kazac kazdemu nad nia przechodzic (nikt nie byl tym bynajmniej zdziwiony). I tradycyjnie na kazdym najmniejszym postoju moglismy cos kupic do jedzenia (lody, orzeszki, popcorn, owoce, galaretki) i picia (w tym domowe kompoty).

Zjezdzajac wiec z 4tys m na 2tys, zeby pozniej znowu znalezc sie na 3tys m npm, przecinajac doliny i wyschniete rzeki znalezlismy sie w konstytucjonalnej stolicy Boliwii, Sucre.

Obrzeza tradycyjnie nie zachwycaly, za to centrum z niewielkim ryneczkiek i wszystkimi budynkami na bialo (z tego tez jest slawne miasto) zaimponowalo nam. Do tego cegielke dolozyl wypasiony hostel z ciepla woda, o ktora nie trzeba bylo walczyc!:)

Mimo, ze krotko tutaj tez bylismy, to lokalnego targu nie moglismy pominac, a tam: krolestwo ziemniaka, marakuja/papaja, ktore tutaj sa jak jablka i inne, ktore kosztowalismy pierwszy raz (tumbo, guinea, chirimoya, itd).

No coz - niedosyt musi pozostac, zeby chciec tu jeszcze wrocic:) jedziemy dalej!

Dawna stolica Boliwii, La Paz. Juz sam przejazd autokarem zmrozil nam krew w zylach (doslownie) przez nieszczelnosc autobusu i naszych miejsc “pole position” na przedniej szybie na gorze dwupietrowego autokaru. Jak na kempingu w Patagonii, spalismy we wszystkim na sobie, a i tak bylo malo:)

Jakby nie bylo, LaPaz rozgrzalo nas momentalnie, a widok zatopionych w dolinie rzeki Choqueyapublokowisk pokochalismy od pierwszego poranka, kiedy to z El Alto (sasiednie miasto) na 4100m npm zjezdzalismy do srodmiescia na 3600m npm. Wtedy tez zobaczylismy nasz nowy srodek transportu, slynne Teleferico, czyli naziemne metro wygladajace jak kolejka gorska dla narciarzy w Alpach. Jej pierwsza nitka powstala zaledwie w 2014 roku, a obecnie juz jest ich 8. Przejazdzka zdecydowanie warta jest 3 bobow, czyli 1.5zl - podekscytowanie gwarantowane na calej trasie - szczegolnie polecamy nitke czerwona (z srodmiescia do El Alto) i niebieska/zolta (wzdluz krawedzi doliny od strony El Alto). Mozna wtedy podziwiac cale miasto wraz z odleglymi o godzine drogi, osniezonymi 6cio-tysiecznikami, Illimani i Huayna Potosi. Bajeczny widok!

Swoja droga ten drugi zawrocil juz mi i Ewie w glowie wczesniej. Jest to jeden z latwiejszych szczytow powyzej tej magicznej bariery 6tys do zdobycia w Ameryce Pld. Po wyczerpujacych poszukiwaniach, w koncu wybralismy agencje i dwudniowy pakiet (jest mozliwosc 3dniowego, ale my mamy aklimatyzacje i po co przeplacac😎).

No i znowu my swoje a los swoje😎wieczorny obiad odbil nam sie czkawka, i mamy wreszcie pierwsze zatrucie pokarmowe!:) wszyscy na raz!:)

... kolejne dwa dni w LaPaz ogladamy zza szyby hostelu ...

Tak wiec uliczne pysznosci (kawalki lamy z grilla z frytkami, “burgery” miesopodobne) odlozylismy na pozniej.

Spedzilismy wiec ok 7dni w LaPaz, bardziej probujac byc jego mieszkancami, anizeli turystami. Targ czarownic (tak opisywany w przewodnikach) przegral ze zwyklym targiem owocowo-warzywnym. Slynne walki cholit (taki jakby amerykanski/meksykanski wrestling w wydaniu kobiet ubranych w tradycyjne stroje boliwijskie) zdolaly utrzymac zainteresowanie przez 10min. Za to przebywanie na najwiekszym targowisku Ameryki Pld (zawsze w niedziele w El Alto), to juz piekna sprawa - to taki Stadion Tysiaclecia razy milion! Do tego przejazdy metrem zawsze odkrywaly jakis maly skrawek tej aglomeracji. Ten wieczorny byl podwojnie spektakularny, bo La Paz wydawalo sie byc nadmorskim miasteczkiem z wieloma zatokami (niezamieszkalymi czesciami stromych zboczy) wcinajacymi sie w lad

Jedyna wycieczka, ktora udalo nam sie zrealizowac, byl przejazd rowerowy slynna Droga Smierci, laczaca La Paz z Coroico.


O tym juz za chwile, w kolejnej odslonie.


 

Filmowa namiastka La Paz:

https://youtu.be/e9zYQxKhjGw

 

Potosi:


Sucre:



La Paz



Comments


©2019 by korporacjusze. Proudly created with Wix.com

Subscribe

bottom of page